Dlaczego lekarze są bardziej niebezpieczni, niż broń palna?
Według statystyk przeciętny Amerykanin jest o 6200% bardziej narażony na śmierć z rąk lekarza niż z powodu strzelaniny. A jak jest w Polsce? Podam tylko 1 przyklad.
Lekarz winny sfałszowania dokumentacji pacjentki z nowotworem
Miał motyw: chciał ukryć swoje niedopatrzenie - postawienie błędnej diagnozy. Tak uznał Sąd Okręgowy w Białymstoku, utrzymując w mocy skazujący wyrok dla radiologa. Kara to rok pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem na dwa lata.
Za tą poszlakową sprawą kryje się tragedia - młoda kobieta, wykładowczyni na uniwersytecie zmarła na raka, osierociła maleńkie dziecko. Prokuratura umorzyła postępowanie wobec lekarza, który uśpił jej czujność diagnozą: "to tylko zastój pokarmu w piersi". Od zarzutu błędu w sztuce lekarskiej uratowała go opinia biegłego, wykluczająca związek przyczynowo-skutkowy między pierwszą błędną diagnozą a rozwojem choroby - nietypowej odmiany nowotworu piersi, tak rzadkiej, że zdarza się tylko w 1 proc. tego typu schorzeń. Lekarz Andrzej P. odpowiadał jedynie za przerobienie - w celu ukrycia niewłaściwej diagnozy - historii choroby pacjentki. w grudniu 2011 roku, w pierwszej instancji mężczyzna został przez sąd rejonowy uznany winnym. Jego obrońca odwołał się od wyroku. We wtorek sąd Okręgowy w Białymstoku utrzymał zaskarżony wyrok w mocy.
Sędzia sprawozdawca Dariusz Niezabitowski w uzasadnieniu wyroku przyznał, że sąd orzekał w oparciu o dowody pośrednie - poszlaki. - Ale układają się one w łańcuch tworzący logiczną całość. z poszlak tych wyłania się jedna wersja wydarzeń, zgodna z tezą prokuratury - mówił sędzia.
W kwietniu 2008 roku kobieta czuła się źle, miała nasilające się bóle kręgosłupa. Lekarz rodzinny stwierdził też powiększenie węzłów chłonnych. Karmiła synka piersią, korzystała z poradni laktacyjnej, skąd skierowano ją do poradni onkologicznej. Na Ogrodową udała się 16 czerwca 2008 roku i zgłosiła się na konsultację do radioterapeuty Andrzeja P. Lekarz rozpoznał zastój w piersi. Nie zlecił dodatkowych badań, w tym biopsji, nie wystawił recepty na antybiotyk czy inny lek. Ta wizyta całkowicie uspokoiła pacjentkę - przecież u matek karmiących piersią zastoje pokarmu to częsta sprawa. Parę dni później trafiła na badanie kontrolne - usg piersi i dostała kolejne skierowanie na konsultację onkologiczną. Zbagatelizowała je, przecież "dopiero co" wyszła z poradni i lekarz ją uspokoił...
Jej stan się wcale nie poprawiał. Na 5 września 2008 roku umówiła się na prywatną konsultację do onkologa. Ten stwierdził zaawansowany nowotwór piersi, z przerzutami. Nie wierzyła - przecież trzy miesiące temu wszystko było w porządku. w ciągu następnych dni pacjentka konsultowała przerażającą diagnozę jeszcze z trzema specjalistami. Potwierdzili. Podczas jednej z kolejnych wizyt w Białostockim Ośrodku Onkologii, 6 września, na korytarzu spotkała Andrzeja P. Gorzko życzyła mu wtedy, by wydawał lepsze diagnozy, bo przez jego zaniedbanie walczy teraz z zaawansowanym nowotworem.
W styczniu 2009 roku pacjentka wystąpiła do BOO o odpis historii choroby. z zaskoczeniem stwierdziła, że w karcie są wpisy, których pierwotnie nie było: że jest możliwy zastój, ale też że zmiana jest podejrzana onkologicznie i wobec tego są inne zalecenia. Zastanawiała się czy nie iść do prokuratury, ale rodzina i przyjaciele z uczelni radzili, by skupiła się na walce z chorobą. Niestety, nie udało się. Zmarła 20 kwietnia 2009 roku. Miała 34 lata.
Jej mąż 17 maja 2009 roku skierował do Prokuratury Okręgowej w Białymstoku zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Śledczy ustalili, że właśnie od momentu spotkania z pacjentką na korytarzu lekarz uzupełniał historię choroby z wizyty w ten sposób, by wynikało z niej, że stwierdził zmiany onkologiczne, a nie tylko zastój. Miał też dopisać, że zlecił antybiotykoterapię, biopsję i wizytę kontrolną za dwa tygodnie. w pierwszym procesie jako oskarżyciel posiłkowy występował mąż zmarłej i m.in. ten fakt zakwestionowała obrona lekarza. Sąd odwoławczy potwierdził, że mężczyzna nie jest osobą do tego uprawnioną, ponieważ zarzut stanowi przestępstwo przeciwko wiarygodności dokumentów, nie ma więc mowy o pokrzywdzonym - osobie fizycznej. Jednak nie ma to istotnego wpływu na wyrok, nie można na tej podstawie lekarza uniewinnić albo cofnąć sprawy do ponownego rozpoznania.
Sąd odrzucił sugestie obrony, że pacjentka po wyjściu z gabinetu oskarżonego lekarza nie stosowała się do jego zaleceń, że sama zaniedbała proces leczenia, bo informacja o chorobie do jej świadomości nie dotarła - bo "usłyszała to co chciała". Sędzia podkreślał, że przez kolejne trzy miesiące nie robiła zupełnie nic ze swoim stanem zdrowia, wręcz uspokajała męża i znajomych, pisząc do nich maile, rozmawiając, i przekonując, że nic poważnego jej nie jest, że to tylko zastój pokarmu. Dopiero od momentu wrześniowej diagnozy onkologa z całą mocą podjęła walkę.
Przeciwko oskarżonemu świadczy też opinia biegłego onkologa o nietypowym charakterze nowotworu - wykryć go mogą jedynie specjaliści z długim stażem, tacy, którzy wcześniej już mieli styczność z tym właśnie rakiem. Jak więc prawidłową diagnozę mógłby postawić radiolog, w dniu pierwszej wizyty? Wreszcie - pada pytanie o motyw.
- Odpowiedź łatwa jest do wychwycenia. To chęć konwalidowania swego niedopatrzenia - mówił sędzia Niezabitowski. Podkreślał, że są dowody, że lekarz nie wypisał pacjentce żadnych recept. i że tajemnicą poliszynela jest, iż medycy mają praktycznie nieograniczony dostęp do dokumentacji pacjentów. Wszystkie te mocne poszlaki doprowadziły do skazania lekarza. Wyrok jest prawomocny.
Człowiek - najlepszy królik doświadczalny
Lekarze nie żyją z wyleczenia pacjenta, oni żyją z jego chorób. Dowodem na to jest ten film. Gdyby u nas zastosować metodę z dworów cesarzy chińskich, tzn: w Chinach najbogadszym po cesarzu był nadworny lekarz. Do czasu jak ten był zdrowy. Gdy cesarz zaczął chorować, jego lekarz nie dostawał ani grosza. Jak cesarz tracił życie - jego lekarz tracił głowę. Piękna i skuteczna metoda. Nie trzeba nic wymyślać. Wystarczy powielić. w przynajmniej w 90% mielibyśmy zdrowsze społeczeństwo. Władcy farmaceutyczni nie robiliby majątku na ludzkiej głupocie, wogóle... byłoby fajnie. Można powiedzieć: RAJ NA ZIEMI.